Frédéric Mistral i odrodzenie literatury prowansalsko-romańskiej

„Odrodzenie języka i literatury prowansalskiej

nie jest zapewne zjawiskiem ostatniej chwili. Wszakże dla tego właśnie mówić o niem można dzisiaj, gdy ruch powstały lat temu kilkadziesiąt dał obecnie miarę swego znaczenia w wynikach, jakie może z początku trudne były do przewidzenia.

Najgłośniejszą tego manifestacyą był niedawno (30 maja 1909 r.) niezwykle uroczysty obchód pięćdziesięciolecia „Miréio,“ arcydzieła wielkiego poety Prowancji Fryderylia Mistrala, połączony z otwarciem w mieście Arles muzeum pamiątek historycznych i lokalnych (Muséon Arlatèn), ofiarowanego przezeń temu miastu.

Uroczystość ta była prawdziwą apoteozą poety, gdyż, prócz uznania, pochwał i zaszczytów, jakiemi go obdarzono, wzniesiono mu za życia, na Forum w Arles, pomnik, przedstawiający, w posągu z bronzu, jego własną postać, którego odsłonięciu on sam prezydował.

W osobie Mistrala oddano cześć nietylko jemu samemu i jego dziełu, ale i całej Prowancyi, której jes t ono wyrazem zupełnym, oraz całej zbudzonej do nowego życia Okcytanii.(Całość terytoryum, na ktorem mówią językiem d’oc.)

I to wszystko słusznie mu się należało, bo, choć miał poprzedników,jak niegdyś Jasmin, później Aubanel i Roumanille, z których ostatni był jego mistrzem, oraz towarzyszów, jak Crousillat, Anselme, Faul, Tavan, z którymi ROZPOCZĄŁ DZIEŁO WSKRZESZENIA MOWY TRUBADURÓW, to jednak on jeden naprawdę uosabia całą Prowancyę, jego nazwisko, tak na wskroś prowansalskie, bo oznaczające wiatr, dmący na wybrzeżach morza Śródziemnego, zyskało sławą, sięgającą daleko poza granice Prowancyi i krajów Okcytańskich, a nawet poza granicę Francyi.

Jego prace historyczne,filologiczne (słownik języka prowansalskiego) i folklorystyczne zwróciły myśl i serca mieszkańców południa Francyi do przeszłości,języka, obyczajów i rzeczy miejscowych.

Ale to wszystko niczem jes t prawie wobec wpływu, jaki wywarły w tym kierunku utwory jego wyobraźni i uczucia, a zwłaszcza to najbardziej z pośród nich rozpowszechnione i najsławniejsze dzieło „Miréio“(po francusku „Mireille“).

Utwory poetyckie przemówiły wprostdo uczucia mas i zbudziły w nich uśpioną, wskutek wielowiekowej przewagi narzecza północnego, świadomość swej duchowej i językowej odrębności, oraz miłość dla tej pogardzonej i zepchniętej z należnego jej stanowiska mowy ojczystej, przechowanej dotąd w najniższych warstwach niepiśmiennego ludu.

Mistral,posługując się nią dla stworzenia arcydzieła, przywrócił jej godność i podniósł ją w oczach swych ziomków, którym objawił jej wysokie przymioty — jej piękno, harmonijność jej wdzięku, jej barwność, jej bogactwo wyrazu i giętkość, pozwalające uczynić z niej doskonałe narzędzie wyrażenia myśli i uczuć.

Niezmiernie sumienne i świadczące o prawdziwej erudycyi prace lingwistyczne Mistrala dały silną podstawę odnowionemu literackiemu językowi Prowancyi. Język ten, rzec można, Mistral stworzył, nie dla tego, by go wymyślił, lecz iż potrafił wydobyć go tak, jak czysty metal dobywa się z rudy, z zachwaszczonej, wskutek długiego braku uprawy, niewłaściwemi naleciałościami mowy ludu.

W pracy tej obrał sobie za wzór język trubadurów,

do jego form starał się dostroić mowę dzisiejszą i obdarzył budzącą się literaturę rodzinną nieocenionym skarbem,z którego nie omieszkali skorzystać liczni już dzisiaj poeci i autorowie prowansalscy i wogóle okcytańscy, którzy, dzięki temu, byli w stanie pójść w jego ślady.

Mistral jest też człowiekiem, posiadającym jak największą popularność,

uznanie i miłość swych ziomków, do czego, prócz niezwykłych zasług, jakie położył dla sprawy odrodzenia rasy romańskiej, przyczynia się też to, iż nigdy nie opuścił na czas dłuższy swej ojczyzny, ani nie sprzeniewierzył się jej mowie, lecz spędził na miejscu całe życie, zamieszkując stale swą rodzinną wioskę, swój odziedziczony po ojcu folwark („mas“) Maiano (po francusku Maillane) i oddając się, obok poezyi i erudycyi, zajęciomwiejskim — hodowli jedwabników, uprawie wina i roli.

Tu się  urodził w r. 1830, tu przeżył pierwsze lata, wśród swojskiej natury i otoczenia, wśród ludu, którego charakter, tradycye i obyczaje opisał następnie w tak pięknych, pełnych prawdy i uczucia obrazach.

W dziesiątym roku życia rodzice posłali go na pensyonat do Avignon, gdzie przeszedł nauki klasyczne i znalazł się pod wpływem młodego nauczyciela Roumanille’a, którego piękne prowansalskie wierszyki zaszczepiły mu ducha poezyi i wskazały, gdzie ma szukać natchnienia. Zachwycony mową własną, którą kochał już instynktownie, gdy ujrzał ją teraz strojną w nieznaną mu dotąd artystyczną formę i odczuł naturalne jej piękno, młodzieniec, jak sam pisze w swym pamiętniku, doznał wzruszenia, które wstrząsnęło całą jego istotą, i zawołał:

„Oto zaranie, którego duch mój oczekiwał,by zbudzić się do światła. Czytałem już dawniej — mówi dalej Mistral — trochę wierszy prowansalskich, ale odstręczało mię od nich to, iż posługiwano się naszym językiem na pośmiewisko.

Rouinanille, pierwszy nad Rodanem, śpiewał w formie prostej i świeżej wszystkie uczucia serca. Przejęci obaj pragnieniem wskrzeszenia ojczystego narzecza, studyowaliśmy wspólnie stare książki prowansalskie i postanowiliśmy odnowić mowę rodzinną wedle jej tradycyi i charakteru etnicznego, co odtąd zostało już spełnione, dzięki pomocy i dobrej woli naszych braci Felibrów.“

Z drogi, wskazanej mu przez Roumanille’a, którą obrał, jak sam wyznaje, przedewszystkiem z celem podniesienia swej mowy ze stanu niższości, w jakim się znajdowała, Mistral nie zstąpił nigdy i na niej to znalazł, nie szukując ich dla siebie, najświetniejsze laury.

Zaraz po wyjściu ze szkół napisał poemat w czterech pieśniach p. t. „Li Meissoun“ (Żniwiarze), którego ustępyzostały następnie pomieszczone częścią w notatkach do „Miréio,“ częścią w zbiorze p. t. „Iselo d’or“ (po francusku „lies d’or“).

Później podczas studyów na wydziale prawnym, w Aix, znalazł młody poeta w zabytkach sztuki i bibliotekach tej starożytnej stolicy Prowancyi najlepszą sposobność badania przeszłości dziejowej swego kraju i źródeł swej od tak dawna zaniedbanej mowy ojczystej.

Wtedy to Roumanille wokoło wydawanego przez się w Avignon dziennika zgromadził grupę poetów prowansalskich. Mistral stał się jego najbliższym powiernikiem i pomocnikiem i obaj połączyli swe usiłowania w dążeniu do jedynego celu —

REHABILITACYI JĘZYKA D’OC.

W r. 1852 wydali wspólnie pierwszy zbiór poezyi okcytańskich p. t. „Li Prouvençalo“, przyczem Mistral, który na wstępie umieścił parę własnych utworów, uczynił staranny wybór, by do tego wydawnictwa dopuścić tylko poetów istotnej wartości.

W tymże roku, pod przewodnictwem Roumanille’a i Mistrala odbył się pierwszy kongres prowansalski w Arles, którego członkowie w‘ liczbie około trzydziestu pisarzów, powierzyli swym przewodnikom zadanie ustanowienia reguł pisowni prowansalskiej,pozostawionej dotąd do woli każdego autora.

Zaraz w roku następnym zebrał się drugi kongres w Aix, wkrótce potem (w r. 1854) na zjeździe w zameczku Font-Ségugne siedmiu poetów prowansalskich założyło, za inicyatywą Mistrala i pod prezydencyą Roumanille’a,

towarzystwo Felibrów,

którego celem było wywołać odrodzenie językowe, literackie i społeczne Prowancyi i całego południa Francyi. Taki był początek tego ruchu, który przybrał dzisiaj bardzo szerokie rozmiary.

Ale istotne zmartwychwstanie literatury prowansalskiej zaczyna się naprawdę dopiero od chwili wyjścia z druku „Miréio“,

bo niedość było rozpraw teoretycznych i manifestów, potrzebne były dzieła, by dowieść, że język trubadurów żyje i jes t zdolny mieć własną nowożytną literaturę.

Wierszyki ulotne i drobne utwory nie mogły tu wystarczyć, trzeba było czegoś poważniejszego, coby przedstawiało większą wartość.

Mistral tedy, zawsze gotów do oddania usług tak drogiej swemu sercu sprawie, zabrał się do pracy, której owocem był ów poemat.

Dzięki niemu nowa literatura prowansalska wystąpiła od pierwszego razu z arcydziełem i mogła z podniesionein czołem stanąć w szeregu literatur świata.

Ale, przynajmniej do czasu, nikt nie jest prorokiem wśród swoich i „Miréio“ nie zostałaby oceniona w Prowancyi, gdyby była nie przeszła naprzód przez Paryż, gdzie zyskała sobie już sławę, nim ją poznano w jej kraju rodzinnym.

Stało się to zaś skutkiem starań poety nieszczęśliwego, ale człowieka szlachetnego charakteru, Adolfa Dumasa, przyjaciela młodego wówczas Mistrala, który zaraz poznał się na wartości pierwszego dzieła początkującego na niwie poetyckiej Prowansalczyka.

On to dał poznać, lub, mówiąc ściślej, przymusił do poznania utworu Mistrala najpierwszych ówczesnych krytyków paryskich, a przedewszystkiem, co miało znaczenie największe, przedstawił młodego poetę Lamartine’owi, który po przeczytaniu utworu nietylko wyraził się o nim z największym zapałem, ale poświęcił nadto długi ustęp w swym „Cours familier de littérature“ jego rozbiorowi.

„Czytałem „Miréio“ — pisze Lamartinew jednym ze swych listów.  — Byłem tak uderzony w umyślei sercu, iż piszą „Gawędą“ („Entretien“) o tym poemacie… Tak jest, od czasu Homerydów Archipelagu takiego wytrysku poezyi pierwotnej świat nie widział. Jak Pan, zawołałem: „to Homer.“

Jednocześnie z pod pióra wszystkich najznakomitszych autorów i krytyków popłynąły entuzyastyczne pochwały dla nieznanego przedtem autora „Miréio.“ Porównano go do Homera i Teokryta, do Yirgiliusza i Danta. Lamartine powiedział, że prześliczna idylla, na której kończy sią pieśń druga poematu, przypomina najczystsze westchnienia „Pieśni nad Pieśniami.“

My zaś znajdziemy w tym utworze bardzo blizką analogią z „Panem Tadeuszem“ i w pewnych ustępach z „Dziadami.“

To już może dać przedsmak nastroju dzieła, które nazwano „cudownem,“ „najczystszej wody perłą morza Śródziemnego .

Osnowa, na której Mistral rozwinął swą epopeą prowansalską, jest najprostsza, powiedzmy — najzwyczajniejsza: stanowi ją miłość wzajemna dwojga młodzieniaszków, której staje na przeszkodzie zachodząca pomiądzy nimi różnica stanu lub właściwie warunków społecznych, czego wynikiem jest koniec tragiczny.
Ale do tej treści uczuciowej, pospolitej,

bo nieustannie sią powtarzającej, lecz wszechludzkiej i wiecznej, wiąc zawsze nowej i zajmującej, gdyż budzi i budzić będzie zawsze oddźwiąk współczucia w ludzkiem sercu, wplótł autor tyle scen z życia ludu, opisał z tak wyborną znajomością wszystkich szczegółów jego pracę, jego zajęcia, jego rozrywki i zabawy, jego radości i smutki, jego wierzenia i tradycye, jego przesądy i legendy, jego marzeniajednem słowem, ukazał lud ten z zewnątrz, w jego życiu codziennein, reálnem, i z wewnątrz — w jego uczuciach i ideałach.

I uczynił to z taką archaiczną prostotą ducha, że sztuka zdaje się tu być wyłączona, i świetne, ale tak żywe, tak bardzo prawdziwe obrazy, jakie roztacza przed zachwyconemi oczyma duszy czytelnika ten poemat, przemawiają doń jakoby bezpośrednio.

„Miréio“ nie czyta się, lecz się czuje i widzi,

jak gdyby się przez tę chwilę żyło w miejscach, warunkach i otoczeniu, wywołanych czarowną mocą geniuszu. Bo określenie „geniusz“ nie jes t tu z pewnością przesadne.

Znajdujemy w „Miréio“ całe sceny i obrazy, same z siebie pospolite, na jakie patrzymy zwykle bez żadnego wzruszenia, przedstawione tutaj z całym realizmem prawdy, ale jednocześnie owiane jakimś nieujętym czarem, który każenam widzieć te rzeczy zwyczajne w aureoli ideału.

Ta nieuchwytna atmosfera idealna otacza tu wszystko, daje się odczuć wszędzię — czy to w piosenkach dziewcząt przy zbieraniu liści morwowych dla jedwabników lub przy rozwijaniu gąsiennic, czy w opisach robót polnych i pięknej słonecznej pogody południowej, czy w opowiadaniach starców o minionych bojach lub w dawnych, bardzo dawnych, bo sięgających średnich wieków i przechowanych w ustnej tradycyi, wspomnieniach przeszłości miejscowej o własnych królach, władcach i bohaterach, czy to wreszcie w legendach o świętych patronach kraju.

I nastrój ten idealny wystrzela w końcu poematu godnem prymitywów, w swej prostocie naiwnej wiary, uniesieniem czystego mistycyzmu. Zaś w tem wszystkiem autor osobistość swą, tak potężną, że była w stanie objąć i wyrazić z taką żywą siłą charakter, umysłowość i byt, we wszystkich jego szczegółach, całej rasy, potrafił do tego stopnia ukryć, że dzieło to zdaje się być, jak pierwotne poematy bohaterskie, bezpośrednio zrodzonem z ducha narodu.

Odczuli to i zrozumieli wszyscy nieznający języka prowansalskiego, którzy czytali „Miréio“ w dosłownem tłómaczeniu francuskiem, umieszczonem przez samego autora obok oryginalnego tekstu. Stąd więc sądzić można o wrażeniu, jakie ten utwór musiał wywrzeć na tych, którzy, rozumiejąc wszystkie odcienie mowy romańskiej, mogli go poznać w oryginale, jeżeli już samo suche, dosłowne, a więc pozbawione rytmu wiersza i wszelkiej formy artystycznej, a nawet, wskutek swej literalności, często nie stosujące się do składni francuskiej tłómaczenie, wywołać mogło tak wiele zachwytu.

Ale geniusz autora umiał włożyć w swe dzieło tyle poetycznej ewokacyi, tyle uczucia i myśli wzniosłej, tyle jednem słowem czystego piękna, że przenika ono wprost, bez pośrednictwa sztuki, poprzez słowa, same przez się pozbawione wdzięku, do duszy czytelnika i wytwarza w niej nieopisanie wysoki nastrój, jakim zadowolnić się mogą nawet najwybredniejsi. …

Mistral sam się nazywa… „uczniem wielkiego Homera,“ bo w „Odyssei,“ którą z takim zapałem odczytywał w czasie swych studyów klasycznych w Avignon, znalazł niewątpliwie wzór idealny epopei i pierwszą myśl stworzenia dzieła, któreby stało się dla Prowancyi tem, czem tamto było dla starożytnej Grecyi, t. j. najwierniejszem odbiciem wszystkich właściwości kraju i zamieszkującej go rasy, w obrazach, odtwarzających życie we wszystkich jego objawach, i aspiracye idealne narodu, w danym okresie jego bytu.

„Miréio“ ma ramy mniej szerokie, bo ogranicza się tylko do ludu i jego bytu wewnętrznego— nie dotyka jego stosunków lub starć zewnętrznych, jako dziś nie mających miejsca, chyba we wspomnieniach z przeszłości, legendach i opowieściach starców.

To też „Miréio“ jest epopeą ludową lub „domową,“

jak ją nazwano, ale pamiętajmy, że w warunkach dzisiejszych Prowancyi ten lud jest właściwie narodem, bo on jeden różni się językiem i obyczajami od reszty Francuzów, zachował i zachowuje swą odrębność i naprawdę przedstawia Prowancyę w jej charakterze własnym i wyłącznym.

Przeto więc Mistral, chcąc stworzyć epopeę wyłącznie prowansalską, musiał dać jej charakter poematu ludowego, co uczynił tem chętniej, że w ludzie tym, z którym czuł się tak blizko związanym krwią i duchem, pośród którego się wychował, ukochał on właśnie tę jego odrębność, to wytrwanie naturalne w utrzymaniu swej własnej indywidualności i najwyższego tejże zewnętrznego wyrazu — swej mowy.

I uczucia te autora wypowiadają się zaraz z brzega w tym krótkim prologu, w którym się zwraca do ludu, gdy, wspomniawszy o  języku „wzgardzonym,“ mówi:

„Bo dla was tylko śpiewamy, o pasterze i mieszkańcy zagród!“ 

Gdy zaś tę dziewczynę prowansalską, promienną od młodości, choć nie ma „ani złotego dyademu ani sukien z adamaszku,“ chce poeta „podnieść do chwały, jak królowę,“ to dotyczy to jego ukochanej Prowancyi, którą to dziewczę uosabia.

Taką śliczną, pełną niewinnego wdzięku, piętnastoletnią „chatouno“ jest owa Miréio,

córka bogatego właściciela obszernej zagrody, gospodarza Ramona (Ramoun) i je go małżonki Joanny-Maryi—jedynaczka, oko w głowie rodziców i pierwsza partya w okolicy, o którą też starają się tacy kawalerowie, jak Alàri, owczarz, właściciel licznych stad owiec, Véran, dozorca stadnin, i Ourrias, doganiacz byków — dwaj ostatni, również zamożni, przybywają z Camargi (Camargue, po prowansalsku Camargo) — wyspy, utworzonej przez deltę Rodanu, która przedstawia w miniaturze wiele podobieństwa do amerykańskich preryi i słynie ze swych półdzikich stadnin końskich i trzód bydła rogatego.

Wszyscy trzej są dla gospodarza Ramona równie pożądani na zięciów,

pozostawia więc wybór córce, która jednak, ku zdziwieniu i niezadowoleniu ojca, żadnego z nich nie chce. Powodem tego, nieznanym jej rodzicom, jest

miłość Miréi dla Wincentego, biednego wędrownego koszykarza,

którą sama mu oświadczyła przy zbieraniu liści dla jedwabników, kiedy to zdarzył się pamiętny wypadek, iż spadli oboje ze złamanej pod nimi gałęzi.

Ourrias, którego powierzchowność zwierza, olbrzymia siła i dzikość instynktów czynią podobnym do młodego buhaja, odjeżdża na swej białej kamargijskiej kobyle, zachowując w sercu straszną urazę do tej, która nim wzgardziła. Po drodze spotyka Wincentego, podążającego swobodnie w stronę folwarku Ramona, Wiązowni.  Na jego widok żądza zemsty rozsadza szeroką pierś Ourriasa, rzuca więc chłopakowi słowa obelżywe dla niego i dla dziewczyny. Wtedy obaj wyzywają się do boju na śmierć i życie, w sposób, przypominający trojańskich bohaterów.

Z tej walki Wincenty, choć nie równy siłą dzikiemu pogromcy byków, lecz od niego lżejszy i zręczniejszy, wychodzi zwycięsko, ale Ourrias, który nie cofa się przed zbrodnią, przebija go zdradziecko widłami i pozostawia bez ducha w krzakach przydroża.

Przybywszy cwałem na brzeg Rodanu, Ourrias przeprawia się pod wieczór na łódce rybackiej. Klacz, przywiązana do łodzi, przebywa rzekę wpław, gdy naraz zrywa się burza, fale rzucają łodzią, grożąc zatopieniem. Wtedy sternik zwraca się do Ourriasa: „łotrze, zabiłeś kogoś?“ Bo w noc św. Medarda Rodan nie przepuści zabójcy, by go nie pochłonął. Ale Ourrias wypiera się. Tymczasem na brzeg wychodzą długą procesyą topielcy, którym Bóg pozwolił w tę noc powrócić na ziemię, by mogli zebrać swe dobre uczynki dla odkupienia kary. To też Ourrias widzi ich, jak skwapliwie schylają się, by uszczknąć choćby najdrobniejszy z nich, w postaci kwiatów i ździebeł na nadbrzeżnych łąkach, i złożyć je w wiązankę. Tylko mordercy, opowiada rybak, wyjść z wody nie mogą. Ci szukają napróżno swych dobrych uczynków na dnie rzeki i znajdują kamienie. Wreszcie łódź się zatapia. Rybacy ratują się, chwytając za promień księżyca — były to upiory, ale Ourrias tonie.

„Ballady niemieckie — mówi Lamartine — nie zawierają nic fantastyczniejszego, nic więcej ponurego, jak ta przeprawa przez Rodan w noc burzliwą. Są to strofy „Lenory.“ Ten poeta Południa ma, gdy chce, nadprzyrodzone i drżące od dreszczu struny Północy.“

W tym czasie przechodnie, spostrzegłszy leżącego we krwi Wincentego,

zanieśli go do poblizkiej Wiązowmi, gdzie go docucono. Za radą mądrych ludzi zaniesiono go potem do Groty czarownic, gdzie czarownica Tavèn uzdrowi go przez zamówienie.

Miréio towarzyszy wybrańcowi swego serca do owej groty i oboje pod przewodnictwem czarownicy przechodzą poprzez liczne sale podziemia, gdzie spotykają duchy, upiory, dusze pokutujące, wysłuchują mszy zmarłych, gdzie od księdza, odprawiającego nabożeństwo, aż do obecnych przytem wiernych, wszyscy są nieżyjący.

Po tych wszystkich wrażeniach, czarownica wyprowadza młodą parę na świat Boży.

Wincenty odzyskał zdrowie.

Ale po powrocie do domu czuje, że nie może już żyć bez niej, wrięc nalega na ojca, by poszedł do gospodarza Ramona prosić dla niego o rękę Miréi, na co, po próżnych perswazyach i oporze, bo wie, że nic z tego nie będzie, zgadza się on wreszcie.

Idzie tedy stary majster Ambroży do Wiązowni i prosi gospodarza Ramona o radę, co ma uczynić w takim wypadku: syn jego, biedny wędrowny koszykarz, kocha z wzajemnością bogatą jedynaczkę, córkę gospodarską, której ojciec ma piękną zagrodę, pola, łąki, winnicę i dobytek (tu wymienia wszystkie przymioty Wiązowni), i żąda od niego, by poszedł prosić o jej rękę, bo chociaż on nic nie ma, to zato umie robić za dwóch, umie orać, kosić, obrobić winnicę i potrafi uszanować starszych, a żyć bez niej nie może i jeżeli nie dadzą się im połączyć, to raczej zginą oboje, niżeliby mieli żyć zdała od siebie.

Gospodarz Ramon w odpowiedzi na to radzi majstrowi Ambrożemu, by dobrze synowi wytatarował skórę, a wtedy odechce mu się gruszek na wierzbie. Ale już teraz Ambroży nie da się zbyć wykrętem i mówi otwarcie, że tu idzie o szczęście, a może i o życie ich dzieci. W tejże chwili zjawia się Miréio i potwierdza słuszność słów koszykarza— tak,

ona kocha Wincentego, za innego nie pójdzie, a bez niego życie jej nie miłe.

Usłyszawszy to, Ramon zapałał strasznym gniewem.

Przecież nie na to pracował całe życie, nie na to gromadził dobytek i starał się o podniesienie do wyższego stanu, by teraz córkę wydać za jakiegoś włóczykija! Żona jego, Joanna- Marya, jest również oburzona. Córce zabraniają oni raz na zawsze wspominać o Wincentym i oboje lżą go, co się zmieści, w obecności biednego majstra Ambrożego, który, podrażniony tem do żywego, ujmuje się za godnością swego syna i swoją własną, bo nie zasługuje na tyle pogardy, kto, jak on, czterdzieści lat wiernie służył Francyi, najpierw w marynarce pod Suffrenem, a następnie w Wielkiej Armii, z którą przebiegł całą Europę.

Co powiedziawszy, starzec odchodzi dumnie, nie bacząc na złorzeczenia Ramona.

Tymczasem noc zapada, piękna, jedyna w roku— noc świętojańska,

gdy wraz ze zmrokiem błyskają na wzgórzach i w dolinach wesołe ogniska, wokoło których zbierają się parobcy i dziewczęta, starzy i młodzi — kto żyw we wsi, by, tańcząc „La Farandoulo,“ śpiewając odwieczne pieśni na cześć lata i spodziewanego plonu, powierzonego opiece św. Jana, i, jak salamandry, skacząc po przez płomienie, święcić radośnie nadejście pory trudów ale i wielkiego zadowolenia dla rolnika, który, jeżeli Bóg pozwoli i św. Jan dopomoże, odbierze niebawem nagrodę za całoroczną pracę—pory złotych łanów, które sierp ostry i dzwoniąca kosa położą wkrótce; pory, gdy dobroczynne słońce rumieni owoc i wlewa weń słodycz; gdy ziemia prowansalska oddaje ludziom wszystkie swoje skarby.

Widzimy z tego obrazu, jak powszechnym jest zwyczaj sobótek, zachowywany od morza Śródziemnego i Atlantyku (w Bretanii), aż do morza Bałtyckiego.

Poeta daje tu piękny opis tej tradycyjnej uroczystości.

Ognie już pogasły, ludzie poszli spać, i ciszę gwiaździstej nocy przerywa tylko ćwierkanie świerszcza.

Ale Miréio nie zmrużyła zapłakanych oczu.

Nagle zerwała się z łóżeczka, ubrała na prędce i cichutko wyszła z rodzicielskiego domu, nim jeszcze świt zdążył rozproszyć ciemności, minęła parki z owcami, gdzie zbudzeni już owczarze ze zdziwieniem poznali jej niknącą sylwetkę. Przechodząc, rzuciła im pytanie: „Kto pójdzie ze mną do Świętych?“ — by w ten pośredni sposób pozostawić rodzicom wiadomość o sobie i nie czekając na odpowiedź, pobiegła prosto w kierunku Rodanu i wyspy Camargue, gdzie w osadzie Les Saintes Maries-de-la Mer (Li Santo) wznosi się wprost z fal morskich kościół, podobny do fortecy.

Kościół ten zawiera relikwie trzech Maryi: Maryi-Magdaleny, Maryi-Jakóbowej i Maryi-Salomei, które, według starej legendy prowansalskiej, miały przybyć tu, wygnane przez Żydów z Judei, na statku bez steru i bez żagli.

Ich kości, znalezione przez króla René, zostały uroczyście przeniesione do tego kościoła w r. 1448, odtąd słyną z cudownych uzdrowień i pociechy, jakiej doznają strapieni za ich przyczyną.

25 maja odbywa się tu odpust, na który przybywają corocznie pielgrzymi z Prowancyi i Languedocu.

Miréio przypomniała sobie radę Wincentego, by w razie wielkiego zmartwienia udała się do Świętych,

bo od nich z pewnością dozna pociechy i zostanie wysłuchaną. Więc nie wahając się ani chwili, poszła zaraz, nie zrażona odległością i trudami takiej pielgrzymki,  błagać trzy Marye, by spełniły się pragnienia jej serca.

Szła tedy dzień cały poprzez suchą, nagą, kamienistą płaszczyznę „La Crau,“ podobną, na drobną skalę, do afrykańskiej pustyni, przenocowała u rodziny przewoźnika i nazajutrz, przeprawiwszy się przez Rodan, szła dalej wyspą Camargue do morza. Gdy już blizką była celu, opuściły ją siły, osunęła się bezwładnie na wydmy nadbrzeżne i straciła przytomność, wskutek porażenia słonecznego. Po pewnym czasie zbudziły ją komary, więc resztkami sił dowlokła się do kościoła i tu, padłszy na kolana, pogrążyła się w modlitwie.

I niebawem ukazały się jej Święte. Przemówiły do niej łagodnie :

„Uspokój się, biedna Miréio, to my, Marye z Judei! Pójdź z nami! Tu będziesz szczęśliwą… Bo od kiedyż widziałaś szczęście na tej ziemi?

„Czyś je widziała u człowieka bogatego? Nadęty, spoczywający niedbale w swym tryumfie, wyrzeka się on Boga w sercu i zajmuje sobą całą drogę; ‚ale pijawka odpada, gdy jest pełna… I na co przyda inu się jego buta, gdy stanie wobec Sędziego, który do Jeruzalem wjeżdżał na oślęciu t’…

„Czyś je widziała u młodej matki, gdy wzruszona, karmi po raz pierwszy swre dziecko? Wystarczy kropli niedobrego mleka i patrz na nią, gdy pochylona nad odkrytą kołyską, zmartwiała z bólu, okrywa pocałunkami biedactwo nieżywe.

„Czyś je widziała na czole panny młodej, gdy wolnym krokiem idzie ścieżką do kościoła ze swym narzeczonym?… Ha! Dla tej pary, która po niej stąpa, ścieżka ta ma więcej kolców od tarczyny na wydmach, bo wszystko na tym padole jest tylko doświadczeniem i trudem bez końca!

„Tam najczystsza woda źródlana, gdy się jej napijesz, staje się gorzką; tam robak lęgnie się w świeżym owocu i wszystko rozpada się w gruzy i próchno. Napróżno wybierasz w koszyku, pomarańcza tak słodka w smaku, stanie się z czasem gorzką, jak żółć.

„Ci zdają się oddychać na waszym świecie, którzy wzdychają!… Ale kto pragnie pić ze źródła niezmąconego, które nigdy nie wysycha, ten niech cierpieniem to okupi! Kamień na kawałki musi być rozłupany, gdy się chce zeń wydobyć źdźbło srebra.

„I oto jest wielkie słowo, o którem człowiek zapomina: śmierć, to życie! I błogosławieni są prości i dobrzy, i cisi! Z lekkim powiewem ulecą do nieba spokojni i jak lilie biali opuszczą świat ten, gdzie mordują Świętych!“

Miréio słucha w zachwyceniu tych słów, któremi Święte powołują ją do siebie, do kraju prawdziwej i wiecznej szczęśliwości.

Świat i ludzie, troski i cierpienia — wszystko to przysłania się w jej pamięci, staje się dalekiem, jeżeli nie obcem, jeżeli nie obojętnem, to w każdym razie czemś, do czego się nie przywiązuje żadnego głębszego znaczenia, czemś, co blednie i niknie, wobec nieskończonej, nadprzyrodzonej Prawdy, której promień, na chwilę olśniwszy jej duszę, oczyścił ją raz na zawsze ze wszystkich żądz ziemskich i wszczepił pragnienie wiecznej światłości. Nawet uczucie, które ją tu przywiodło, straciło wszelką nad nią władzę. Miréio przestała cierpieć i w niemem zachwyceniu czeka powrotu trzech Maryi, które zabiorą ją ze sobą tam, gdzie żadna troska nie może mieć przystępu.

Ale w Wiązowni rodzice Miréi spostrzegli jej nieobecność

i zaraz ogarnęło ich złe przeczucie. Gdy nie znaleziono jej nigdzie w pobliżu, wtedy gospodarz Ramon kazał przerwać wszystkie roboty polne i zwołać ludzi do folwarku, gdzie zapytywał każdego, co w tym dniu zauważył? I każdy z nich—żniwiarz, kosiarz czy rataj—zauważył nieomylne znaki, zapowiadające nieszczęście i przeciwności.

Wysłuchawszy wszystkich, Ramon oznajmił im, co się stało, że ukochana jego jedynaczka zginęła, co gdy usłyszeli owczarze, powtórzyli mu słowa, które, przechodząc przed świtem, powiedziała im Miréio. Nagwałt tedy zaprzężono do bryczki, do której siadł gospodarz Ramon z małżonką Joanną Maryą i każdy, jak mógł, podążył za nimi do Świętych. Tu znaleźli córkę bez zmysłów, już otoczoną miejscowemi kobietami.

Za ich radą przeniesiono dziewczynę do górnego kościoła (bo kościół ten ma piętro), gdzie znajdują się relikwie, których niech się tylko dotknie, a będzie uzdrowioną.

W chwili, gdy ją tam zaniesiono, przybywa Wincenty, rzuca się do niej i słowami, jakieini tylko miłość przemawiać jest zdolną, stara się przywołać ją do życia. Ale próżno, Miréio widzi i poznaje i jego i rodziców, lecz patrzy na nich, jak z innego świata i mówi im, że Święte ją powołują, że do nich pójść musi:

„Patrzcie, tam, na morzu, już widzę, że płyną po mnie w białej łodzi !„

I Święte zabrały jej czystą duszyczkę,

zostawiającna ustach biednej „chatouno“ uśmiech błogiej ekstazy. W chwili tej była wielka cisza. Tylko łacińskie słowa modlitwy księdza przy ołtarzu rozlegały się pół-szeptem na kamiennych płytach posadzki i morze szerokieini falami przybywało, by z przeciągłym szumem rozbić się o skarpy murów kościoła…

Rodzice Miréi nie odrazu zdają sobie sprawę z tego, co stałosię bezpowrotnie, chociaż wiedzą, że córka ich nie żyje i mówią do niej, jak gdyby mogła ich słyszeć.

Wreszcie, gdy minęło pierwsze osłupienie, nieszczęście ukazało im się naraz w całej swej nieodwołalnej grozie. Wtedy się rozpoczynają niezmiernie charakterystycznie chłopskie lamenty, w których żal szczery objawia się w formie egoistycznych napozór wyrzekań: „Kto mnie teraz wyręczy w domu?“—zawodzi Joanna-Marya. „Kto tak, jak ty, potrafi doglądać mych jedwabników?“— wtóruje jej Ramon i t. p.

Ale te wyrzekania, połączone z wyliczaniem strat materyalnych i kłopotów, jakie im przyczynia śmierć córki, zawierają w istocie pochwałę zmarłej, jako dla nich niezastąpionej i dają stosowny do ich poziomu wyraz straty moralnej, jaką naprawdę opłakują.

Bezgraniczna rozpacz Wincentego wyrywra z jego rozdartego serca krzyki bólu, posuwające się w swej naiwnej obrazowości prawie do bluźnierstwa: „Cóżem uczynił Bogu — woła biedak, wznosząc się na palcach—bym był tak nieszczęśliwy? Czym przeciął gardło tej, której ssałem mleko? Czy mnie kto widział, bym zapalał fajkę od kościelnej lampki?“

W tej więc ostatniej scenie, o wysokim nastroju mistycznym, nie mniej jak w poprzednich, idealizm idzie w parze z realizmem charakteru.

I jest to cechą tego poematu i wogóle cechą całej twórczości Mistrala, to harmonijne połączenie ideału z rzeczywistością, które daje jego dziełom, obok wielkiego uroku wzniosłej poezyi, tę moc prawdy, z jaką maluje obyczaje narodu.

„Miréio“ jest najpierwszem i zapewne największem dziełem Mistrala,

bo będąc utworem czysto i wyłącznie prowansalskim w swym duchu i charakterze, zawiera w sobie jednocześnie rysy ludzkie niezmienne, zrozumiałe i dostępne wszystkim, bez względu na czas, rasę i język.

I dlatego „Miréio,“ napisaną jedynie „dla pasterzy i mieszkańców „Masów“ prowansalskich,“ zaliczyć trzeba do rzędu tych nielicznych dzieł, z których składa się wspólny duchowy dobytek ludzkości. To też pomimo pięćdziesiątej rocznicy swych urodzin, którą święciła niedawno symboliczna „chatouno“ prowansalska ukazuje nam się w całym blasku swej promiennej młodości, z dodatkiem chwały, do jakiej poeta pragnął ją podnieść i jaką potrafił otoczyć jej skronie.

Ale „Miréio“ nie jes t jedynem dziełem Mistrala.

Po tej epopei ludowej, odnoszącej się do czasów autorowi mniej więcej współczesnych, nastąpiła epopea bohaterska i legendowa p. t. „Calendal,“ nie ustępująca tamtej swym charakterem i wartością, choć poza granicami Prowancyi mniej od niej znana i popularna.

Paweł Mariétion  tak się wyraża o tych dwóch utworach prowansalskiego poety:

„Mireille, to czysty miód leśny z tych jarów, utworzonych przez wzgórza Alpillów i podobnych do dolin Hymetu; Calendal, to szpik lwa, lwa symbolicznego miasta Arles, którego sławił poeta.“

Calendal symbolizuje Prowancyę poniżoną i uciśnioną, upominającą się o swe prawa.

Młody rybak Calendal, rodzaj prowansalskiego Herkulesa,

uwalnia księżniczkę Esterellę, córkę szlachetnego rodu książąt z Baux, podstępnie poślubioną przez hrabiego Sévérana, herszta zbójców, zamieszkującego mroźne szczyty.

Hrabia Sévéran spędza życie na polowaniach ze swymi dworzanami i biesiadach z gamratkami. Calendal wyzywa go do walki podczas takiej biesiady i jeden przeciw zgrai zwycięża, waląc na nich skały.

Aluzya jest tu dość przezroczystą—Esterella, to Prowancya ujarzmiona i zbezczeszczona; hrabia Seveřan, to północny najeźdźca, który ją wiązi; Calendal, to lud prowansalski, który zerwie pąta, wiążące jego ojczyzną.

Poemat ten, jeżeli ma mniej lirycznego wdziąku, niż poprzedni, to za to odznacza sią wiąkszą może siłą i jądrnością i przemawia potążnie do pogrzebanych na dnie serca, ale nie wygasłych w ludzie prowansalskim uczuć patryotyzmu lokalnego i do stłumionego na zewnątrz, lecz w głąbi zawsze żywego poczucia indywidualności własnej, swej odrąbności rasowej, historycznej i kulturalnej, która chociaż została przerwaną i powstrzymaną w swym rozwoju, przetrwała wieki w duchu ludu, gotowa teraz na dźwiąk pobudki, zagranej na bohaterskim rogu, przebudzić sią z wiekowego letargu.

„Calendal“ ściągnął na autora pewne podejrzenia, jakoby chciał nawoływać do separatyzmu politycznego, podejrzenia niesłuszne, a w każdym razie nie ścisłe.

Prace historyczne i filologiczne skłoniły też Mistrala do przybrania w formy poetyckie historyi swego kraju.

W ten sposób powstała w jego głowie myśl napisania rodzaju kroniki wierszowanej, z której, uniesiony swem górnem natchnieniem, stworzył nie mający w sobie nic z suchości kroniki poemat rycerski, na tle epoki rezydencyi papieżów w Avignon, p. t. „Nerto,“ dzieło, zawierające może najpiąkniejsze ustąpy w twórczości poetyckiej autora. Wreszcie „Poemat Rodanu“ („Pouèmo dóu Rose“—„Poème du Rhone“) i „Złote wyspy“ („Isclo d’Or“—„lies d’Or“) są też całkowicie utkane z tradycyi, wspomnień i legend miejscowych i dają poetyczny wyraz życia, obyczajów i ducha ludu.

Całe dzieło Mistrala jest w zupełnem tego słowa znaczeniu podnoszące ducha.

Nie ma w niem żadnego ustąpstwa na rzecz mody, panującej w danej chwili w literaturze lub obyczajach, gdyż nie jest obliczonem na powodzenie chwilowe i doraźne.

Należy ono do tych dzieł, jak już powiedziano, które nie umierają, ani sią nie starzeją, bo wznosząc sią ponad przemijające wymagania zmiennych gustów intellektualnych, wyrażają uczucia i namiątności zasadniczo właściwa naturze ludzkiej, a przeto zawsze i wsządzie zdolne budzić oddźwiąk w duszy człowieka i sławią to tylko, ęo istotnie wzniosłe, piąkne i szlachetne, co stanowi ideał, do którego duch ludzki, nawet w chwilach najwiąkszego poniżenia, rwać sią, tąsknić za nim i o nim marzyć nie przestanie nigdy.

Nie poprzestając na liryce i epice, Mistral, uznając dla literátury prowansalskiej potrzebę dramatu, którego dotąd nie miała, napisał tragedyę, osnutą również na temacie z przeszłości narodowej (z XIV w.) p. t. „La Réino Jano“ (La Reine Jeanne), którą grano ku nieopisanemu entuzyazmowi tłumu widzów na starożytnym, rzymskim teatrze w mieście Orange.

Widzimy tedy, że twórczość Mistrala obejmuje wszystkie niemal kierunki, w jakich daje się wyrazić myśl, w formie uszlachetnionej.

Przez lat przeszło pięćdziesiąt był on i jest dotąd prawdziwą duszą i mózgiem Prowancyi i jej wskrzesicielem.

Dziś, gdy tak świetnie rozpoczęte przezeń dzieło odrodzenia prowadzą liczni jego uczniowie i zwolennicy, można go nazwać wyjątkowo szczęśliwym, bo patrzącym własnemi oczyma na ogromne tegoż postępy, jej patryarchą.

Odrodzenie to,

obecnie w całej pełni swego rozwoju, zapoczątkowane przez człowieka dobrej i silnej woli, jakim był Roumanille, który miał szczęście napotkać na swej drodze i pozyskać dla swych widoków nieocenione współpracownictwo młodego Mistrala, stało się faktem, odkąd ten ostatni rozpoczął od arcydzieła nowożytny okres literatury prowansalskiej.

Towarzystwo „Felibrów“,

założone w Font-Ségugne, rozwijało się zwolna, ale nieustannie, gromadząc poetów i miłośników tradycyi ojczystych i dając ich usiłowaniom łączność, metodę i program. (Nazwa „Félibre,“ nadana członkom towarzystwa przez Mistrala, pochodzi od wyrazu, powtarzającego się w pewnej modlitwie prowansalskiej, odmawianej w rodzinach. Pochodzenie, a nawet znaczenie tego wyrazu nie je s t pewnem. Wywodzą go albo od greckiego f£iXcnß p « — przyjaciel piękna; albo od łacińskiego .qui facit libros“— pisarz; albo wreszcie od hiszpańskiego „feligres,“ „filii Ecelesiae“—wierni, parafianie.)

Do r. 1876 ruch, przez nich wywołany, był wyłącznie prowansalskim, ale od tego czasu rozszerzył się stopniowo aż do najdalszych krańców, jakich sięga mowa ďoc, język romański — do całej południowej części Francyi, a więc do dawnych prowincyi Languedoc, Gaskonii, Bearnu, Périgord, Limousin, Guyenny i Auvernii. (Język, którym mówią na południu Francyi, zwany językiem romańskim (langue romane), nazywa się też od sposobu wymawiania wyrazu tak— językiem d’oc — langue d’oc (łac. hoc), — w przeciwstawieniu do narzecza półliocno-francuskiego—langue d’oil (oui)—łac. hoc)

Nadto Felibrowie nawiązali stosunki sympatyczne z Katalonią, z Włochami i Rumunią, t. j. z krajami, z którymi są pod względem mowy najbardziej zbliżeni, a w samej Francyi zbudzili swym przykładem podobny ruch w innych prowincyach, posiadających odrębną indywidualność, własny język, własne tradycye i przeszłość dziejową, mianowicie w Bretanii.

Towarzystwo Felibrów posiada obecnie filie, czyli t. zw. „szkoły“

na całej przestrzeni od oceanu Atlantyckiego do morza Śródziemnego i Alp. „Szkoły“ te składają się co najmniej z siedmiu członków, ale gromadzą przeważnie liczbę ich o wiele większą, np. szkoły: perigordzka „Lou Bournat“ i bearneńska „Gaston-Febus“ posiadają każda przeszło 800 członków.

Zadaniem ich jest prowadzić w swej prowincyi lub okręgu dzieło Felibrów, a więc budzić u ludności miejscowej poczucie indywidualności własnej, wzmacniać przywiązanie do tradycyi swego kraju i wytworzyć łączność całego południa francuskiego przez ustalenie pisowni i zjednoczenie języka ďoc, rozbitego na drobne narzecza, wynikłe z powolnego zepsucia przez obce naleciałości wspólnej niegdyś mowy.

Różnice, zachodzące pomiędzy temi narzeczami, są zresztą dość powierzchowne, polegają bowiem prawie wyłącznie na wyrażeniach używanych w pewnym okręgu, a nieznanych w innych, ale formy zasadnicze są wszędzie jednakowe. Wszyscy rozumieją konieczność jednolitości języka, bez której literatura, w prawdziwem tego słowa znaczeniu, istnieć i rozwinąć się nie może.

To zjednoczenie językowe

jest zatem pierwszą troską Felibrów i zadaniem bądź co bądź najtrudniejszem, wobec braku ścisłych reguł, oraz wiekowego pozostawienia odłogiem i zachwaszczenia języka w mowie nieoświeconego i podlegającego rozmaitym obcym wpływom ludu.

Dłuższy czas, dopóki ruch felibrejski ograniczał się do samej Prowancyi, język Mistrala, syntetyzujący narzecza prowansalskie, t. j, nadrodańskie, mógł być uważany jako język klasyczny i literacki, ale obecnie, gdy ruch ten z prowansalskiego stał się ogólno okcytańskiin, t. j. odkąd przystąpiły doń wszystkie prowincye południowe, język ten okazał się niewystarczającym, gdyż nie zawiera w sobie wszystkich pierwiastków charakterystycznych języka ďoc, którym mówiono na całej przestrzeni w XII wieku.

Stąd nawet powstała opozycya, przeciw językowi prowansalskiemu, zwłaszcza w prowincyach Limousin i Languedoc. By temu zaradzić, filologowie felibrejscy pracują też usilnie w kierunku zjednoczenia.

Najdalej posunęli to zadanie Prosper Estieu i Antoni Perbosc, którzy metodą oczyszczania i dopełniania dokonali rekonstrukcyi języka średniowiecznego, zrozumiałego aż w Katalonii.

Obaj są przy tem nader wybitnymi pisarzami: Estieu, który trzyma się współczesnych kierunków literackich, jest autorem wytwornych sonetów,—Perbosc, zamiłowany folklorysta, wydał „Lo Got Occitan“ („La Coupe Occitane“) zbiór poezyi, w których opiewa i sławi stare wspomnienia i obyczaje, oraz rodzaj poematu heroicznego „Guilhem de Toloza,“ wyrażającego pod pozorami archaicznymi, nadzieję przyszłych tryumfów odrodzonej Okcytanii.

Dzieło to zostało nagrodzone przez „Akademię Gier Kwiatowych“ (Academie des Jeux-Floraux), założona w r. 1324 przez siedmiu trubadurów dla popierania poezyi narodowej (prowansalskiej) i obdarzona około r. 1500 przez słynną Clémence Isaure, utraciła z czasem swój charakter odrębny i począwszy zwłaszcza od w. XVII stała się zwyczajną Akademią literatury pięknej (belles lettres) bez żadnej doniosłości.

Od r. 1895, pod wpływem Felibrów, instytucya ta powróciła do swego pierwotnego zadania obrony języka prowansalsko-romańskiego przez ogłaszanie konkursów poetyckich i odznaczanie wyróżniających się utworów.)

Obok wyżej wymienionych, ksiądz L. Couture, profesor języków romańskich przy Instytucie Katolickim w Tuluzie, oraz Jan Franciszek Bladê, autor Gawęd gaskońskich, wytworzyli w Gaskonii cały zastęp filologów, historyków i pieśniarzy.

W prowincyi Limousin kanonik Józef Roux, poeta dwujęzyczny (francuski i okcytański), nagrodzony przez Akademię Gier Kwiatowych, stał się słynnym, jako autor i jako działacz felibrejski.

Jego to staraniem odnowiono uroczystości średniowieczne, powrócono po wsiach do dawnych obyczajów i strojów (koronkowe czepki kobiet),zwoływano w tej prowincyi kongresy Felibrów i t. p. Auvernię przedstawia w tym ruchu Arsène Vermenouze, również poeta dwujęzyczny, który założył „szkolę“ auvernijską i wydaje pismo peryodyczne „La Gobréto.“

W Rouergii odznaczył się w poezyi ksiądz Justyn Besson. Périgord wydał uczonych lingwistów romańskich, Augusta Chastenet i Kamila Chabaneau.

Wreszcie w krajach pirenejskich, w których przygotował drogę Felibrom poeta-perukarz Jaśmin, wyróżnia się, obok pani Filadelfy de Gerde, poeta-pasterz Michał Camelat, talent samorodny i prymitywny, kształcony na wzorach „Miréio,“ oraz Biblii, Homera, Sofoklesa, Virgiliusza i Teokryta.

Jego poemat p. t. „Béline“ należy do najbardziej cenionych dzieł w dzisiejszej poezyi romańskiej.

Ale ruch felibrejski nie jest, jak z tego wszystkiego sądzić możemy, ruchem wyłącznie literackim,

lecz dążąc do wyodrębnienia kulturalnego całej rasy, zamieszkującej znaczną przestrzeń terytoryum Francyi, łączy sie, w tem z życzeniami regionalistów, którzy chcą wskrzeszenia życia prowincyi, przez powrót do dawnego systemu autonomicznego.

Regionalizm zaś, choć ma dużo zwolenników wśród ludzi wszelkich przekonań politycznych, jest w istocie doktryną francuskiego monarchizmu, leżącą w podstawie programu reform, głoszonych przez dzisiejszych monarchistów.

Towarzystwo Felibrów, chociaż działalność jego wkracza do pewnego stopnia w sferę polityczno-społeczną, a przynajmniej styka się z nią w swych dążeniach, związkiem politycznym nie jest i stoi poza polityką w ściślejszem znaczeniu. To nie przeszkadza, że wśród Felibrów są zwolennicy monarchii, któraby uwzględniła ich najgorętsze pragnienia, a z nich najgłośniejszym jest poeta i mówca gorący, Albert Arnavielle, biorący czynny udział w ruchu monarchicznym i katolickim.

Pominąwszy ten szczegół, który towarzystwu Felibrów żadnej barwy politycznej nie nadaje, wszystkie jego dążenia moralne i społeczne sprzeciwiają się widokom jakobińskiego rządu Rzeczypospolitej Francuskiej i jej zasadzie absolutnego centralizmu.

To też obawiano się, że Republika, pod fałszywym pozorem utrzymania jedności narodowej, zdławi w zarodku wszelkie próby emancypacyi języka i ducha południowego, mając w tym celu, prócz wszystkich środków, jakimi rozporządza władza państwowa, wyborne narzędzie w nauczycielu ludowym, swej kreaturze, który potrafi wykorzenić z powierzonych sobie młodych pokoleń wraz z mową wiarę i Iradycye.

W dążeniach felibrejskich kwestya języka i literatury opiera się i wiąże najściślej na tradycyonalizmie, w którym wiara i religia odgrywają pierwszorzędną rolę.

To też nic dziwnego, że rząd Republiki, który uczynił antyklerykalizin na równi z centralizmem jedną z zasadniczych podstaw swego bytu, a historyę Francyi liczy od Rewolucyi i w tym sensie każe jej uczyć w szkółkach ludow’ych, krzywem okiem patrzał na rozwój ruchu prowansalskiego.

Były chwile (r. 1888), że Mistral spodziewał się zostać skazanym na wygnanie z kraju. W liście do Arnavielle’a pisze on:

„Niema co sobie tego ukrywać, planem rządu jest zniszczyć nasz język przy pomocy szkoły ludowej, a potem spłaszczyć nam mózg pod butem paryskim.“ Zaś w ostatnich czasach stwierdził tenże Mistral, że „wolą rządu jest wszystko zniwelować… uczynić Południe podobném do Północy, uczynić z Francyi jedną wielką prowincyę, podległą tyrańskim rządom jedynej organizacyi administracyjnej, intellektualnej i ekonomicznej.“

Na zarzuty separatyzmu, czynione Felibrom, odpowiedział już w swoim czasie Aubanel:

„Zachowując Francyi jeden z jej języków, zachowujemy jej jedno z jej bogactw! Ucząc nasze dzieci kochać i szanować swą wioskę, uczymy je tem samem miłości i szacunku dla wielkiej ojczyzny.“

Tymczasem, jeżeli myśl separatyzmu politycznego powstała kiedykolwiek u uczestników ruchu południowego, to tylko u drobnego ich odłamu—partyi czerwonych,

z którymi w zasadzie rząd Republiki musiał sympatyzować, bo opierali się na nienawiści do Kościoła katolickiego i monarchii francuskiej, wyzyskując w tym celu

wspomnienia Albigensów.
Na czele tego ruchu, który dążył do oderwania od Francyi jej południowych prowincyi i utworzenia z nich w połączeniu z Katalonią nowej

rzeczypospolitej anarchicznej,

stali August Fourès i Ludwik Ksawery de Ricard.

Taka propaganda nie mogła mieć wiele widoków powodzenia i upadła sama przez się, wraz z wpływami czerwonych, ale nie mniej nie przeszła bez pewnej szkody dla usiłowań Felibrów.

Jednakże wszystkie te przeszkody nie mogły ich powstrzymać w podjętem zadaniu, które uważali i uważają dotąd za apostolstwo — otrzymane rezultaty są tego najwymowniejszym dowodem.

By zmniejszyć przeciwdziałanie szkoły rządowej, Felibrowie starają się

przyciągnąć nauczycieli i to im się w części udaje, bo mają ich już pewną liczbę wśród siebie. Nauczycielami są też tak zasłużeni dla sprawy odrodzenia i ujednostajnienia języka d’oc Estieu i Perbosc.

Narazie idzie im między innymi o wprowadzenie języka miejscowego do szkół początkowych, przynajmniej dla ułatwienia dzieciom nauczenia się francuskiego języka przy pomocy własnego, według bardzo dobrej w skutkach metody brata Saviniana, który ją stosował w szkołach klasztornych w Prowancyi.

Na przedstawienie uczynione przez Mistrala do ministra oświaty (w r. 1905) „szkoła“ felibrejska (tíasfon-Febus) w Béarne otrzymała pozwolenie wprowadzenia tej metody na próbę.

Ale to drobne ustępstwo rządu, uczynione raczej popularności Mistrala, niżeli potrzebom i życzeniom ludności krajów okcytańskich, jest tylko pozorném.

W istocie rząd republikański jest jak najbardziej przeciwny ruchowi felibrejskiemu, jako jednemu z objawów regionalizmu i przeciwdziałać mu nie przestanie.

Przy istniejącym systemie pragnienie Felibrów przywrócenia ziemi okcytańskiej jej właściwej roli,

określonej, co się tyczy Prowancyi, w układzie z r. 1484, na którego mocy kraj ten został połączonyz Francyą, z zastrzeżeniem swych praw odrębnych, „nie, jako podrzędne do głównego, lecz jako główne z głównem,“ niema widoków urzeczywistnienia.

Nic więc dziwnego, że nadzieje ich zwracają się już w części i zwracać się będą coraz bardziej w stronę przyszłej monarchii, której pierwszą zasadą, w przeciwieństwie do Rzeczypospolitej, jest decentralizacya administracyjna, intellektualna, społeczna i ekonomiczna.

Bo jeżeli Republika w odrodzeniu Południa widzi groźbę dla siebie, to Francya, której identyfikować z nią nie należy, uważa nie mniej, jak to powiedział Villemain z powodu „Miréio,“ iż rjes t dość bogatą, by mieć więcej, niż jedną literaturę.“

O r w i d .

Artykuł opublikowany w piśmie “BIBLIOTEKA WARSZAWSKA.PISMO MIESIĘCZNE, poświęcone nauce, literaturze, sztukom i sprawom społecznym.” z 1912 roku

BIBLIOTEKA

WARSZAWSKA. PISMO MIESIĘCZNE, poświęcone nauce, literaturze, sztukom i sprawom społecznym.

Rok 1912.— Tom I.

Adres Redakcyi:

WARSZAWA.

ul. Krakowskie Przedmieście .N» 5.

Leave a Comment

Deine E-Mail-Adresse wird nicht veröffentlicht. Erforderliche Felder sind mit * markiert

Translate »
Instagram